Jak duży bank „strzelił sobie w stopę” w postępowaniu restrukturyzacyjnym
Prawo restrukturyzacyjne obowiązuje w Polsce od ponad pięciu lat, mimo to jego mechanizmy nie są powszechnie rozumiane, także w szeroko rozumianym sektorze bankowym. Potwierdza to jedno z dużych postępowań, w których reprezentowałem nadzorcę sądowego.
W opisywanym postępowaniu duży bank dążył do niezawarcia układu i umorzenia postępowania restrukturyzacyjnego. Wskazywał, że stopień jego zaspokojenia będzie wyższy w postępowaniu upadłościowym. Taktyka ta sprowadzała się właściwie do kwestionowania prawie każdej czynności dłużnika i nadzorcy sądowego. Doprowadziła ona do rezultatów odmiennych od oczekiwanych, co zobaczmy na liczbach – zmodyfikowanych, ale pokazujących „strzał w stopę” dużego banku.
Suma wierzytelności wynosiła 90 mln zł. Inni wierzyciele posiadali 50 mln zł, a bank 40 mln zł wierzytelności zabezpieczonych rzeczowo na nieruchomościach dłużnika. Przy czym bank, kwestionując operat nieruchomości sporządzony na zlecenie dłużnika na kwotę 35 mln zł jako wartość rynkową, sam przedłożył operat sporządzony przez wskazanego przez siebie biegłego. Wynikało z niego, że biegły ustalił wartość rynkową nieruchomości na kwotę 37 mln zł, a wartość likwidacyjną na kwotę 26 mln zł. W przyspieszonym postępowaniu układowym nie są objęte układem, bez zgody wierzyciela, wierzytelności zabezpieczone rzeczowo, ale nie w zakresie w jakim hipoteka jest wpisana do księgi wieczystej (w przedmiotowej sprawie była wpisana na 60 mln zł) tylko w wysokości wartości nieruchomości. Doktryna praktycznie jednolicie przyjmuje, że jako wartość powinno się w takim przypadku stosować wartość likwidacyjną, a nie rynkową. Nadzorca w oparciu o operat przedłożony przez bank zmienił spis wierzytelności wskazując, że w związku brakiem zgody na zawarcie układu przez bank jego wierzytelność jest objęta układem w kwocie 14 mln zł (40 mln zł – 26 mln zł). Bank w wielu pismach kwestionował wysokość tej wierzytelności wskazując, że w ogóle nie jest objęty układem.
Mając na uwadze spis sporządzony przez nadzorcę – układem była objęta kwota 64 mln zł (90 mln zł – 26 mln zł) i taka była siła głosu przy głosowaniu. Zgodnie z prawem restrukturyzacyjnym do zawarcia układu dochodzi w uproszczeniu jeśli „za” wypowie się większość głosujących wierzycieli, którzy oddali ważny głos, mających łącznie co najmniej dwie trzecie sumy wierzytelności przysługujących głosującym wierzycielom. W opisywanej sytuacji powinno się oddać głosy z 42,3 mln zł. Bank posiadający zabezpieczenie rzeczowe zagłosował z 14 mln zł przeciwko zawarciu układu. Za układem oddano głosy z 45 mln zł, a zatem został on przyjęty.
Co powinien zrobić bank, jeśli nie chciał zawarcia układu? Wystarczyło wyrazić zgodę na zawarcie układu, wtedy suma wierzytelności uprawniających do głosowania wynosiłaby 90 mln zł, a bank mógłby głosować z 40 mln zł. 2/3 z 90 mln zł to 59,4 mln zł. Oddanie głosu z 40 mln zł przeciwko układowi nie doprowadziłoby do jego zawarcia. Innych wierzytelności było tylko 50 mln, czyli mniej niż wymagane 59,4 mln zł.
Co zrobił bank po zawarciu układu? Wniósł zastrzeżenia twierdząc, że jest on dla niego krzywdzący i narusza prawo. Sąd nie podzielił zapatrywania banku i układ zatwierdził. Można powiedzieć, że bank w tym postępowaniu „strzelił sobie w stopę”.
Sprawa ta doskonale pokazuje, że kwestionowanie wszystkiego nie zawsze jest najlepszym rozwiązaniem. Nie jest to jednak przykład odosobniony. Często bowiem spotykam się z polityką banków, także spółdzielczych „nie, bo nie”. Nie zawsze jest to rozwiązanie najlepsze dla samego banku, bo w opisywanym postępowaniu przy badaniu zatwierdzenia układu sąd nie podzielił argumentacji, że bank zaspokoi się w większym stopniu w postepowaniu upadłościowym. Przede wszystkim warto wiedzieć do czego konkretne działania prowadzą, bo jak widać po pięciu latach obowiązywania prawa restrukturyzacyjnego, nawet największe banki mają czasem z tym problem.